środa, 11 lipca 2012

Zakład - byłoby to wszystko śmieszne, gdyby nie było takie smutne...



27. listopada 2010 roku mieliśmy kolejną premierę: "Zakład" - jak określił to Marcin w scenariuszu-"zbudowany z kilku sztuk rosyjskich".
Rzecz dzieje się gdzieś w Rosji pod koniec lat 70. Gdzieś, to znaczy w szpitalu, a raczej właśnie "zakładzie" psychiatrycznym. To sztuka o ... końcu świata.
Kiedy we wrześniu dostaliśmy scenariusze, a wcześniej Marcin, jak zwykle przy świecach, przeczytał nam na głos treść sztuki, ilustrując to oczywiście muzyką, wielu z nas miało zapewne mieszane uczucia. To był chyba pierwszy taki ... trudny tekst. Trudny w odbiorze. Chyba baliśmy się, czy widz to zrozumie. Spektakl miał stać się bodźcem do przemyśleń na temat naszego własnego życia: tu w doczesności i na tamtym świecie. Premierę nieprzypadkowo zaplanowano na początek adwentu.
Sam reżyser tak o niej mówił: "Chciałem popracować nad czymś, co będzie nam sprawiało większą trudność, chciałem poszukać trudniejszej formy. Nie wiem dlaczego, ale na początku myślenia o tej sztuce zobaczyłem obraz: zakład psychiatryczny w Rosji! I zaczęło się. Pozbierałem parę sztuk rosyjskich, zacząłem sklejać wybrane fragmenty, dopisałem parę scen i „Zakład” zbudował się. Naczelną myślą w tym wszystkim były dla mnie słowa z listu do Koryntian: „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupi, by posiadł mądrość.”


Ta sztuka poruszyła-nie tylko nas, ale przede wszystkim widzów. Sami byliśmy chyba nieco zaskoczeni tak pozytywnym odbiorem. Wzruszał wątek Daszy, tęskniącej za rodzicami, którzy zginęli w wypadku samochodowym (w tej roli zadebiutowała w naszym zespole Zuzia Michniewicz), Iriny (Iwona Pogoda) czekającej od 25 lat na swojego Wołodję, który nie wrócił z wojny, Stiopy (Piotrek Bartosik), nad którym pastwi się jego siostra, bezwzględna pielęgniarka Katia (Zuzia Zakrzewska). Ale chyba najbardziej wzruszająca była historia Koli i Nataszy (świetnie zagrana przez Pawła Gwizdałę i Marzenę Bednarz), zakochanych w sobie i w Ameryce, która jest dla nich symbolem lepszego życia. Rozczulały Aniołki: Ola Knapik, Patryk Chrząścik i Lilka Janik.
Ale były też śmieszne momenty, np. "prawdziwy" Elvis Presley (Jacek Smolarek) pojawiający się na scenie w trakcie utworu  "I Cant Help Falling In Love With You". To był chyba jeden z momentów, które publiczność najlepiej zapamiętała;)
Albo brawurowo zagrana scena rozmowy telefonicznej Towarzysza (Andrzej Michniewicz) i kierowniczki zakładu  Agłai (Margareta Jedlińska), czy "teatr w teatrze", czyli "scenki z życia towarzysza Lenina". Nie mówiąc o "myślącym mięśniami" sanitariuszu Kostii (Paweł Knapik) i jego entree z ogórem:P
































































Przed spektaklem, w czasie kiedy publiczność zajmowała miejsca na widowni, część z nas - pacjentów zakładu-chodziła wśród przybywających pytając o różne rzeczy ("widziała pani moją mamę?", "jak się pani nazywa?-ja muszę wszystko zapisać"), opowiadając beznamiętnym głosem dowcipy siedząc tyłem do widowni (Iwonka Pogoda), grając na gitarze (Maciek Strzelichowski) albo po prostu bacznie lustrując ludzi...










Tak - bardzo pozytywny odbiór tej sztuki przerósł nasze oczekiwania. Graliśmy ją od 27 do 30 listopada w Sokole, a potem jeszcze w chrzanowskim MOKSiRze - 20. lutego 2012. Dodatkowego smaczku naszemu "Zakładowi" dodaje fakt, że Marta Pawlak grająca jedną z ciotek, będącą w zaawansowanej ciąży, faktycznie w listopadzie była ... w siódmym miesiącu ( "nie widzisz, że jestem w siódmym miesiącu?!"). W związku z tym w lutym, w Chrzanowie nie mogła już wystąpić i zastąpiła ją Agnieszka Pękala ( która grała 3 różne role w tym spektaklu!)



























Zdjęcia prezentowane powyżej wykonał Karol Mroziewski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz