środa, 28 listopada 2018

Po premierze - w końcu można coś zdradzić


   Najpierw nie pozwalają pisać, żeby za dużo nie zdradzać, a teraz ...zanim się człowiek obejrzał jest już po wszystkim i można sobie tylko zdjęcia pooglądać. A jest co oglądać! I wspominać!
  Premiera "Pogodynki" miała miejsce w sobotę 17 listopada 2018 roku. Marcin Kobierski po raz kolejny pokazał, jak niezwykłym jest twórcą. Dotykając sacrum, robi to w sposób tak subtelny, a równocześnie „strawny” dla każdego widza, że po skończonym spektaklu każdy miał wrażenie, że uczestniczył w czymś, o czym nie da się zapomnieć i czym chce się koniecznie dzielić z innymi. My mieliśmy poczucie tego jako aktorzy, ale takie opinie słyszeliśmy też od widzów, którzy na k a ż d y m spektaklu szczelnie wypełnili salę trzebińskiego Sokoła. Oprócz premiery daliśmy jeszcze siedem przedstawień, ostatnie w poniedziałek 26 listopada. Za każdym razem słyszeliśmy, że przedstawienie było "wspaniałe", "niezwykłe", "genialne", "wzruszające".

Świetne kreacje stworzyli wszyscy bez wyjątku, ale na szczególne wyróżnienie zasłużyli grająca tytułową Pogodynkę Iwonka Pogoda (cóż, nazwisko zobowiązuje) oraz wcielający się (choć w tym przypadku jest to chyba nie do końca trafne określenie) w jej Anioła Stróża Maciek Strzelichowski.
Anioł Stróż towarzyszy nam przez całe życie, ale jego obecność często jest przez nas niedoceniana i czasem o niej po prostu zapominamy. A przecież te anioły to nasi pośrednicy w kontakcie z Bogiem. Pośrednicy i opiekunowie. Każdego bez wyjątku.
Sztuka Kobierskiego uzmysławia nam, że warto o tym pamiętać i troszczyć się o dobre relacje ze swoim Aniołem Stróżem.
Tak jak przy okazji każdego przedstawienia Grupy Misterium, autor i tym razem przypomniał nam o czymś ważnym dla każdego katolika. I znowu zrobił to w sposób nienachalny, a jednak zmuszający do głębokiej refleksji. I zbliżający do Boga tych, którzy stoją gdzieś na rozdrożu...


    "Pogodynka" w wielu miejscach ogromnie wzruszała, ale były też momenty, kiedy widz szczerze i głośno się śmiał. My to uwielbiamy! Choć czasem i nam na scenie trudno było zachować powagę. Na przykład wtedy, kiedy najbardziej "sztywna" postać w spektaklu zapomniała tekstu i zaczęła pleść takie bzdury, że sama wybuchnęła śmiechem... Nie wspominając o "takim zwykłym pacnięciu" w wykonaniu księżnej Vivien i żywiołowej reakcji księcia Alfreda.
Całe szczęście, że amatorom nie można zarzucić wtedy, że są nieprofesjonalni...

Marcin uważa, że "Góra" czuwała nad wszystkim i zsyłała inspiracje. Bo na przykład pomysł finałowego tańca Maćka - Anioła przyszedł w czasie prób i to dość późno, był improwizacją,  a zrobił ogromne wrażenie! Bardzo wymowny jest komentarz Zuzki, która po raz pierwszy od dziesięciu lat uczestniczyła w spektaklu jako widz:

„Byłam trzeci raz i za każdym razem odkrywałam coś nowego w sztuce. Dziś najbardziej wzruszającym momentem był taniec Maćka, konkretnie salutowanie. Wiem teraz, że nasz Anioł Stróż zawsze jest w gotowości. I tak jak żołnierz, strzeże nas od złego. Wystarczy zawołać, a on jest "do usług". Bardzo wymowne. To był TEN moment. Super. Dziękuję, Maciek!”



Drodzy, kochani widzowie - i ci wierni od lat, i ci, którzy przyszli po raz pierwszy - dziękujemy Wam bardzo, że byliście, że z a w s z e jesteście! Bez Was nie miałony to sensu.

Powspominajmy razem, oglądając zdjęcia ze spektaklu.

































































































Zdjęcia: Stanisław Kaczmarczyk, Marlena Janus-Jazgar, Zuzanna Zakrzewska



Film z kulis - Viola



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz