W niewielkim miasteczku Szatumi,
położonym pomiędzy Arvos a Karim, czterdziestu mieszkańców żyje sobie w
zgodzie, jedności i pokoju… Trudno tam trafić, bo jedyny autobus - do Karim –
odjeżdża o 7.15 i wraca o 16. Ale w zasadzie niczego obywatelom Szatumi nie
brakuje. Mają szkołę, sklep, małe jezioro, jest lekarka, nauczycielka,
piekarzowa, szewc… Jest też „wioskowy głupek”, który swoim szczerym, prostolinijnym
podejściem do życia ubarwia życie
mieszkańców.
Nie ma dla nich znaczenia, że modlą się w różnych świątyniach: w cerkwi,
kościele i synagodze. Żyją „z wiatrem we włosach, z muzyką w duszy”, dbają też
o kulturę – co roku wystawiają jakąś sztukę. Miejscowa nauczycielka pisze
scenariusze i reżyseruje je. Szuka tematów, które łączą społeczność. Tym razem wzięła
się za historię Mojżesza – „bo Mojżesz to i u księdza, i u popa, i u rabina…”.
Przygotowania idą pełną parą, aż to momentu, kiedy ktoś uzna, że role nie
zostały sprawiedliwie podzielone. Staje się to pretekstem to wylania żalów i
pretensji pod adresem współmieszkańców. Raz wypowiedzianych przykrych słów nie
da się cofnąć, konflikt pomiędzy wyznawcami trzech religii narasta i wszyscy
zaczynają patrzeć na siebie wilkiem. Na murach świątyń pojawiają się obraźliwe
hasła, jedynie dzieci nadal bawią się ze sobą, choć i one zauważają, że ich
świat się zmienia. Pewnego dnia postanawiają uciec z Szatumi w poszukiwaniu lepszego świata, gdzie dorośli się nie kłócą. I wtedy dochodzi do tragedii…
Dopiero ona na powrót jednoczy mieszkańców.
Czy jednak wyciągną z tego jakąś naukę?
Taka jest treść kolejnej sztuki Marcina Kobierskiego przygotowanej przez naszą
grupę. Wielu widzów uważa, że to najlepszy z naszych wspólnych dotychczasowych
projektów. Zresztą, tak jest za każdym razem...
Na pewno, jak każde dzieło Kobierskiego, jest to spektakl niezwykły.
Z akcją rozgrywającą się w dwóch światach: bo to i realia prowincjonalnego Szatumi, i starożytny Egipt (choć dzięki
zabiegom reżysera nie do końca starożytny) z przygotowywanego przez mieszkańców
przedstawienia. Ale czy ktoś spodziewałby się przebojów zespołu Boney M. towarzyszących kolejnym scenom? No, a
Kobierski na taki właśnie pomysł wpadł! A nam teraz wydaje się, że żadna inna muzyka
absolutnie nie pasowałaby tak dobrze do tego spektaklu.
Próby były trudne, bo mieliśmy bardzo mało czasu. W całości zagraliśmy „7.15 do
Karim” jakieś 5 razy przed premierą, wliczając w to próbę generalną. Przed nami
jeszcze dwa spektakle – w niedzielę 1 grudnia o 15.30 i 17.30. Powinny być
najlepsze, bo do tych pięciu „pełnych przebiegów” możemy teraz doliczyć osiem spektakli,
które zagraliśmy do tej pory. A gra nam się coraz lepiej. Znajdujemy w sobie coraz to nowe emocje, coraz lepiej wczuwamy się w role. Aż żal, że już zmierzamy ku końcowi.
Serdecznie zapraszamy wszystkich, którzy jeszcze nie widzieli naszego
przedstawienia, albo chcą je zobaczyć raz jeszcze. Mamy nadzieję, że skłoni ono
do refleksji nad przeróżnymi podziałami, kłótniami, konfliktami w naszym społeczeństwie, które często wynikają
z urażonych ambicji, chęci narzucania swojej woli innym, udowadniania, że „moja
racja jest bardziej mojsza”. I być może sprawi, że uświadomimy sobie, że niekoniecznie
musi dojść do tragedii, żebyśmy zdali sobie sprawę, jak ważne jest pojednanie,
zgoda, tolerancja, szacunek dla drugiego człowieka.
Świetne zdjęcia z prób z przedstawienia zrobił nam jak zwykle Staszek Kaczmarczyk – niech będą zachętą do
wybrania się w niedzielę do trzebińskiego Sokoła.